W tym roku znowu odbyło się „narodowe zwiedzanie za darmo”. To była już moja trzecia „Noc muzeów”. Tym razem obejrzałem z rodzicami muzeum motoryzacji w Poznańskim City Center, Zamek Cesarski oraz umiejscowione w jego podziemiach Muzeum Poznańskiego Czerwca 1956. Następnego dnia byliśmy na niedzielnym obiedzie u Babci Ewy. Zafascynowany nocnymi przeżyciami, opowiadałem jej o Muzeum Czerwca 1956. W odpowiedzi na to usłyszałem historię związaną z tymi pamiętnymi wydarzeniami. Pozwólcie, że ją przytoczę.
„W 1956 miałam 15 lat. Mieszkaliśmy z rodzicami przy zbiegu ulic Grunwaldzkiej i Niecałej. 26 czerwca mój tata obchodził imieniny i, jak zwykle, spodziewaliśmy się gości. Mama posłała mnie na rynek Jeżycki po warzywa i owoce. Idąc ulicami Szylinga i Kraszewskiego, zauważyłam robotników wychodzących z zakładów odzieżowych z transparentami i krzyczących hasło „Chleba i wolności!"
Szybko wróciłam do domu, żeby powiadomić o tym rodziców. Potem wszyscy oglądaliśmy robotników wychodzących z zakładów tytoniowych, którzy wieźli przed sobą na taczce prawdopodobnie dyrektora tych zakładów.
Na ulicy Ostroroga swój posterunek mieli Rosjanie. Kiedy zaczęły się rozruchy, na skrzyżowaniu ulic Marynarskiej (obecnie Iłłakowiczówny) i Grunwaldzkiej stanął czołg, którego lufa wymierzona była prosto w nasz dom.
Rodzice zabronili mi i moim siostrom zbliżać się do okien. W tym czasie trwały Międzynarodowe Targi Poznańskie - moi rodzice jak co roku wynajmowali pokój gościom targowym. Naszym gościem okazał się Niemiec handlujący winami reńskimi. Gdy robotnicy wyszli na ulice, miły pan zza Odry zostawił swój towar i szybko opuścił Polskę. Przedtem jednak udzielił mojemu tacie pełnomocnictwa do odbioru i wysyłki pozostawionego towaru.
Na drugi dzień przyszedł do nas mój kuzyn. Bogusz miał tyle samo lat co ja i świetnie się rozumieliśmy. Przyniósł on wiadomość o rozruchach przy ul. Kochanowskiego. Wtedy bez wiedzy rodziców pobiegliśmy we dwójkę na Jeżyce. Widzieliśmy ludzi zrzucających z budynku Ubezpieczalni radiostację, która zagłuszała nadawane
z Zachodu Radio Wolna Europa i BBC (potem się okazało, że jednym z nich był nasz kuzyn Mietek, który został aresztowany – w procesie bronił go sławny mecenas Hejmowski). Nagle padły strzały. Zaczęliśmy uciekać – mieliśmy wiele szczęścia, bo kula przeszyła nogawkę spodni Bogusza, nie robiąc mu krzywdy. Gdy wróciliśmy do domu, dostaliśmy od naszych ojców burę, a Bogusz nawet manto - długo nie mógł przez jakiś czas usiąść na pupie.
Z tamtych dni pamiętam też dwie ciężarówki wojskowe. W jednej z nich jechali robotnicy, a w drugiej żołnierze, którzy oddali im broń i nie chcieli strzelać do rodaków. Potem stało się wiadome, że wszyscy oni podlegali pod sąd wojskowy i wielu z nich dostało karę śmierci.”
Czyż nie warto słuchać naszych dziadków? Zwykła wycieczka do muzeum może stać się początkiem fascynującej opowieści...
A muzeum Poznańskiego Czerwca mogę polecić każdemu.
Paweł Rausz, III G