początek...
artykuł Zuzi Barbasiewicz
artykuł Dominika

POWRÓT

Jeden dzień Urszulki Kochanowskiej c.d.

Kiedy tata do mnie podszedł, nie wytrzymałam i rozpłakałam się znowu. On również płakał. Chciał coś powiedzieć, ale nie mógł zatrzymać potoku łez. Patrzyliśmy tak na siebie, nie mogąc zdobyć się na wyrażenie swoich myśli przez długi czas. W końcu ojciec rzekł:

- Orszulko, ach moja kochana Orszulko.

Było to niewiele, ale dla mnie bardzo dużo.

W momencie, gdy to mówił, nie słyszałam go już dobrze. Wszystko było, w moich oczach, niewyraźne, rozmazane. Nie mogłam zasnąć, mimo iż normalnie, podczas choroby nie byłam w stanie snu powstrzymać. Tata czuwał przy mnie przez wiele godzin. Później podeszła do niego również mama, która przyniosła mi ciepłe zioła do wypicia. Nie wzięłam ich. Czułam, że to już koniec. Po chwili zaczęło się robić ciemno. Już nie wiedziałam, czy to dlatego, że tak słabo widziałam, czy dlatego, że było już późno.

Zaczęłam czuć, jak ciarki przechodzą mi po plecach. Czułam, jak robiło mi się na zmianę: raz zimno, raz gorąco. Coraz szybciej oddychałam, ciemniało mi przed oczami. Zaczęłam słyszeć coraz słabiej. Nagle całe zmęczenie i gorączka ze mnie opadły i, na chwilę, poczułam przypływ energii, taki jak przed chorobą. Nie zdążyłam już jednak wstać z łóżka. Zasnęłam, po raz ostatni w Czarnolesie, aby już nigdy tam się nie obudzić. Tak wyglądał jeden dzień z mojego życia. Ten ostatni.