LIST DO PANA BOGA
Poznań, 13 czerwca 2007r.
Jak zapewne wiesz mam na imię Kinga, mam szesnaście lat i mieszkam w małym miasteczku Grodzisk Wielkopolski. Na początku chciałam Cię przeprosić za to, że nie pisałam do Ciebie wcześniej, ale do tej pory jedyną formą rozmowy z Tobą jaką znałam była modlitwa. W życiu nie pomyślałam, że mogłabym napisać do Ciebie list. Jednak zrozumiałam, że na "niektóre, najciekawsze pytania, które wciąż pozostają pytaniami" tylko Ty znasz odpowiedź.
Ostatnimi czasy bardzo często zastanawiałam się nad sensem cierpienia i śmierci. Na co dzień nie myślimy o takich sprawach. Rzeczach, które dotyczą każdego z nas. "Zapominamy, że życie jest kruche, delikatne, że nie trwa wiecznie. Zachowujemy się wszyscy, jakbyśmy byli nieśmiertelni." Ale przecież ani śmierci, ani bólu uniknąć się nie da. Pytanie tylko, dlaczego. Jaki mają sens? Tego właśnie nie wiem...
Dotychczas nie zdawałam sobie sprawy z tego, czym właściwie jest cierpienie. Owszem, domyślałam się co przeżywają osoby chore, ale nigdy nie miałam z takowymi jakiejś bliskiej styczności. Do czasu... Rok temu okazało się, że moja babcia ma raka trzustki. Z początku myślałam: "Na pewno wyzdrowieje. Tylu ludzi choruje na różnego rodzaju nowotwory i wielu z nich udaje się pokonać chorobę. Zresztą w dzisiejszych czasach medycyna jest tak rozwinięta, że potrafi zdziałać cuda i babcia na pewno wyzdrowieje".
Tak sądziłam rok temu. Jednak dziś... Widząc moją mamę, która płacze nad losem babci, powoli tracę nadzieję. Mama nie może już patrzeć na własną matkę, która cierpi zwijając się z bólu. Matkę, która przeszła ciężkie operacje, kilkanaście chemii, różnego rodzaju prześwietlenia i naświetlania. Matkę, która z niesamowitą nadzieją i siłą walczy o przeżycie. Matkę, która ma świadomość tego, że umiera i z tą myślą jest już pogodzona. Nie boi się śmierci, ale pomimo wszystko nadal się nie poddaje i chce żyć jak najpiękniej. Nasuwa się tutaj myśl: " Jeśli wbijają ci gwodzie w nadgarstki i stopy, nie masz innego wyjścia, musisz odczuwać ból. Znosisz go. Natomiast myśl o śmierci nie musi powodować bólu. Nie wiesz czym jest. Wszystko zależy od ciebie".
"Ludzie boją się umierać, bo odczuwają lęk przed nieznanym". Większość z nas tak bardzo boi się śmierci. Na myśl o niej doznajemy ataków chandry, stajemy się przygnębieni. Dlaczego? Być może dlatego, że nie znamy sensu jej nadejścia lub boimy się tego co będzie, gdy już umrzemy i pozostawimy to co dziś jest dla nas najważniejsze, czyli rzeczy doczesne. Ale nawet to nie do końca szanujemy. Uważamy, że nikt nie może nam tego odebrać, momentami zachowując się jak bogowie, mający całkowity wpływ na własną egzystencję. Często jesteśmy egoistami. Myślimy tylko o sobie. "Korzystamy z życia" zapominając przy tym o ludziach dokoła nas, którzy także mają uczucia, i ignorujemy lub zrzucamy na drugi plan to o co nas proszą. Osoby takie jak na przykład moja babcia pokazują, że w taki sposób myśleć i żyć nie możemy. Ukazują nam sens słów : "codziennie patrz na świat, jakbyś oglądał go po raz pierwszy", ucząc doceniać życie i każdy przeżyty dzień.
Cierpienie i śmierć są z sobą bardzo ściśle powiązane. Poprzez cierpienie dostrzegamy to co najważniejsze. Znaczenie tracą dla nas sprawy małoistotne. Doceniamy rzeczy, które były dla nas dotychczas normalne, codzienne: zdrowie, rodzinę, przyjaciół, wszystko co znajduje się wokół nas. Staramy się być lepsi zarówno dla innych, jak i dla samych siebie.
Cierpienie przygotowuje nas do śmierci. Oswaja nas ze świadomością jej nadejścia. Uspokaja. Pozwala zrozumieć, że śmierć to coś normalnego i prędzej czy póniej każdy z nas jej doświadczy. Z czasem dochodzimy nawet do wniosków, że nie jest ona karą, lecz nagrodą. Podczas życia na Ziemi musimy się wykazać. Każdy z nas powinien żyć jak najlepiej. W zgodzie z własnym sumieniem, nie wyrządzając krzywdy innym. Wszystko po to, aby zasłużyć na to czego tak straszliwie większość z nas się boi, na życie wieczne po śmierci.
"Życie to taki dziwny prezent. Na początku się je przecenia: sądzi się, że dostało się życie wieczne. Potem się go nie docenia, uważa się, że jest do niczego. Za krótkie, chciałoby się niemal je odrzucić. W końcu kojarzy się, że to nie był prezent, ale jedynie pożyczka. I próbuje się na nie zasłużyć.(...) Im bardziej się człowiek starzeje, tym większym smakiem musi się wykazać, żeby docenić życie. Musi być wyrafinowany, stać się po trosze artystą.(...)". Drogi Boże, nie wiem jakim cudem, ale właściwie sama odpowiedziałam sobie na te nurtujące mnie pytania. Jak Ty to robisz? Podczas tej krótkiej rozmowy dałeś mi tyle mądrości i rozumu. Dzięki Tobie mogłam je wykorzystać, by zrozumieć to co w życiu takie ważne, sens cierpienia i śmierci. Dzięki Ci Boże!
POWRÓT |